Elbląskie Duszpasterstwo Akademickie

...

Menu

Główna
Informacje
O nas
Inicjatywy
Galeria
Forum
Księga Gości
Linki









Relacja z Europejskiego Spotkania Młodych w Genewie
28 grudnia 2007 - 1 stycznia 2008

Uczestnicy spotkania
W spotkaniu uczestniczyło około 40 tys. młodych ludzi głównie z Europy, w tym około 29 tys. Polaków, najwięcej przyjechało z regionu Wrocławia i Poznania (warto wspomnieć, że z Poznania pochodzi brat Marek, a z Wrocławia brat Wojtek dwóch z czterech polskich braci w Taizé). Z diecezji elbląskiej na spotkanie pojechało zaledwie 59 osób (jeden autokar). To niewiele w porównaniu do lat poprzednich, gdy z Elbląga jeździły trzy autokary. Wraz z elbląską młodzieżą pojechało dwóch księży, ks. Piotr Molenda i ks. Krzysztof. W porównaniu z poprzednimi Spotkaniami, liczba uczestników była dość niewielka. Szczególnie odczuwało się brak Hiszpanów i Włochów, którzy zawsze licznie przyjeżdżali na sylwestrowe spotkania. Pamiętam, że były to bardzo charakterystyczne grupy. Bardzo często śpiewali i grali w pociągach oraz na halach napełniając innych radością. Widziałem za to grupy z Białorusi, Ukrainy, Litwy, Serbii i Rosji.

Zakwaterowanie
Do Genewy przyjechaliśmy 28 grudnia około godziny 9 rano. Spotkanie odbywało się w halach Palexpo, położonych w Genewie przy lotnisku, natomiast uczestnicy zakwaterowani byli w Szwajcarii w kantonach Geneva i Vaud oraz we Francji niedaleko Genewy, w regionach Saute-Savoie i Ain. Przyjęcie Polaków odbywało się w hali nr 7. Podzieliliśmy się na kilka grup. Grupa, w której byłem, liczyła 10 osób. Dostaliśmy przydział do parafii w Aubonne. Pojechaliśmy pociągiem do Allaman, tam czekali na nas lokalni organizatorzy, którzy zaprowadzili nas do sali, w której odbywało się przyjęcie w parafii. W Sali czekał na nas poczęstunek, a potem podzieliliśmy się na kilku osobowe grupki i wyznaczone zostały miejsca zakwaterowania. Wraz z czteroma osobami (Martyną, Oliwią, Mileną i Jackiem) dostałem przydział w miejscowości Fechy. Po załatwieniu formalności, pojechaliśmy tam minibusem. Mieszkaliśmy u Sophie Gaillard. Po rozpakowaniu rzeczy itp., poszliśmy pieszo do Aubonne, a potem pojechaliśmy autobusem na dworzec w Allaman, skąd pojechaliśmy pociągiem do Palexpo na kolację i wieczorną modlitwę. W parafii gdzie mieszkaliśmy, wśród zakwaterowanych tu pielgrzymów przeważali Polacy, było również sporo Francuzów oraz grupa rosyjska. Wśród nas było trzech polskich księży, w tym jeden pracujący w Moskwie, który przyjechał z grupą rosyjską. Miałem okazję z nim rozmawiać, okazało się że pochodzi z Elbląga, z parafii bł. Rafała Kalinowskiego, a obecnie pracuje w Moskiewskiej katedrze katolickiej.

Modlitwy
Przebieg Europejskich Spotkań jest zawsze podobny. Rano odbywają się modlitwy w parafii, potem spotkania w małych grupkach. W południe i wieczorem w halach wydawane są posiłki, a następnie (o godzinie 13 i 19) odbywają się modlitwy z braćmi z Taizé. Wspólne spotkania odbywały się w jednej, największej hali, a nie jak na poprzednich spotkaniach w kilku halach jednocześnie. Dzięki czemu podczas całej modlitwy byli obecni wszyscy bracia. Podczas modlitwy śpiewane były kanony, czytane Słowo Boże i modlitwa wstawiennicza w różnych językach. Jedynie rozważania brata Aloiza było po francusku i angielsku, a tłumaczenia w innych językach trzeba było słuchać przez radio. Spotkania poranne moja grupa miała o godzinie 8.30, w dużej sali szkoły w Aubonne, a w niedzielę 30.12 oraz 1.01 byliśmy o godzinie 9.30 na Mszy Świętej w kościele katolickim w tej samej miejscowości. W parafii Aubonne było wiele grup z różnych krajów, m.in. Polacy, Rosjanie, Francuzi, Litwini, Włosi. Wśród nich było trzech polskich księży. Modlitwy były w różnych językach, którymi posługiwali się uczestnicy spotkania, natomiast Msze Święte były w języku polskim a tylko niektóre jej elementy były po francusku. Oprócz modlitw w parafii odbywały się spotkania w małych kilkunastoosobowych grupkach, w których dzieliliśmy się swoją wiarą. Wraz z dwoma kolegami trafiłem do grupy anglojęzycznej. W naszej grupce większość stanowili Francuzi, były jeszcze dwie Litwinki i Filipinka oraz Szwajcarki. Ze swojej grupki najbardziej zapadło mi w pamięć świadectwo Filipinki, która podzieliła się z nami trudnym doświadczeniem swojego życia. Tradycyjnie największe wrażenie robiły wieczorne modlitwy z rozważaniem brata Aloiza (główny brat, który zastąpił brata Rogera) kończące się adoracją krzyża. Tym razem modlitwy odbywały się w jednej wielkiej hali, oprócz Krzyża i ikony "Jezusa z przyjacielem" na ścianach wisiały płótna z obrazami przedstawiającymi sceny związane z Bożym Narodzeniem. W środku hali znajdował się drewniany zbiornik z wodą (niestety nie udało mi się dociec, co dokładnie miał symbolizować). Ponadto w jednej z hal była tzw. "sala ciszy", gdzie każdy mógł spędzić czas na osobistej modlitwie oraz przystąpić do sakramentu pojednania. Po modlitwach można było spotkać się i porozmawiać z braćmi z Taizé. Mojej koleżance i mnie udało się zamienić słowo z bratem Markiem. Między spotkaniami można było również znaleźć czas na zwiedzanie Genewy i okolic.

Sylwester
W sylwestrową noc, w parafiach gdzie mieszkaliśmy, odbyła się modlitwa za pokój, a następnie tzw. "Święto Narodów". W parafii, gdzie mieszkałem, modlitwa ta nie była tak żywa i radosna jak na poprzednich spotkaniach, na których byłem. O północy zaproszono nas na poczęstunek i lampkę szampana. Ku zaskoczeniu moich znajomych nie było żadnych fajerwerków a noc była spokojna i cicha jak każda. Na zakończenie, w ramach tradycyjnego Święta Narodów",poszczgólne grupy narodowe prezentowały coś charakterystycznego dla swojego kraju. Najczęściej był to taniec lub piosenka. Polska grupa zatańczyła poloneza.

Miejscowe zwyczaje
Ku mojemu zaskoczeniu, w regionie w którym mieszkaliśmy dominowała uprawa winogron. Prawie każda wolna przestrzeń była obsadzona winną latoroślą, a każdy z mieszkańców miał swój kawałek winnicy. W samym tylko Fechy, gdzie mieszkaliśmy, znajdowało się kilkanaście zakładów produkujących wino. Oprócz winogron uprawiano również drzewa owocowe, głównie jabłonie. Wyglądało to bardzo malowniczo: tarasy poprzedzielane kamiennymi murami, a na nich w równych rzędach rozpięte na drutach między palikami krzewy winnej latorośli. Między winnicami położone są niewielkie wsie o dość skupionej zabudowie. Całe południowe stoki Jury pokryte są winnicami. W miejscowości gdzie mieszkałem jest zwyczaj, że w okresie od 23 grudnia do 20 stycznia,w godzinach od 9 rano do 3 w nocy, po wsi chodzi grupa młodych ludzi przebranych w żółto-czarne stroje i różne dziwne czapki (przypominające stroje kibiców piłkarskich),z bębnami oraz butelkami z winem. Chodzą oni, a właściwie maszerują bębniąc od domu do domu, wywołują gospodarzy na zewnątrz i częstują ich winem. Miałem okazję przyjrzeć się temu bliżej, ponieważ 1 stycznia zjawili się w domu gdzie mieszkałem. W Nowy Rok, około godziny 12, mieliśmy uroczysty obiad. Nasza gospodyni zaserwowała nam tradycyjne w tej części Szwajcarii danie. Był to żółty ser, który kładło się na specjalnej elektrycznej maszynce. Gdy ser się stopił, jadło się go wraz z chlebem, ziemniakami oraz przyprawami. Do obiadu piliśmy lokalne białe wino. Podczas obiadu przyszli dwaj młodzi chłopacy, którzy odłączyli się od grupy bębniarzy. Po obiedzie podziękowaliśmy naszej gospodyni i wręczyliśmy jej upominki, które każdy z nas specjalnie przywiózł z Polski. Na tym zakończył się nasz pobyt w Szwajcarii. Z miejsca zakwaterowania pojechaliśmy minibusem na dworzec kolejowy, skąd pojechaliśmy pociągiem do Genewy, gdzie czekał na nas nasz autokar.

Co pozostało...
Pod względem duchowym najbardziej przeżyłem 31 grudnia. Po porannej modlitwie uczestniczyłem w spotkaniu w małej grupce, gdzie usłyszałem piękne świadectwo jednej z uczestniczek. Po modlitwie południowej, udało mi się chwilę porozmawiać z bratem Markiem, a potem znalazłem czas na chwilę refleksji i osobistej modlitwy w sali ciszy. Wieczorem zaś podczas modlitwy, na którą przyszedłem nieco wcześniej, udało mi się znaleźć miejsce tuż przy braciach. Podczas wieczornych modlitw siadaliśmy razem grupką, którą mieszkaliśmy, zajmowaliśmy zawsze miejsce z przodu, niedaleko krzyża. To właśnie podczas wieczornych modlitw najbardziej można było poczuć klimat Taizé. Oprócz przeżyć duchowych udało mi się nieco zwiedzić. Bardzo ładna była sama wieś, w której mieszkaliśmy. Ponadto pobyt za granicą zmobilizował mnie do używania języka angielskiego, w którym porozumiewałem się z organizatorami i innymi uczestnikami spotkania.

Tadeusz


cofnij


Elbląskie Duszpasterstwo Akademickie



copyright by EDA